Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T1.djvu/126

Ta strona została uwierzytelniona.
122

sam dźwigał do sali licytacyjnej. Stękał pod ciężkiemi szafami i marmurowemi stołami, ale wytrwał. A wszystko rzucał na oślep: rozbijał szafy i wydobywał kosztowne, srebrne naczynia... precz z tem! Maryanna się ich dotykała. Wziął naręcze śnieżnobiałego adamaszku, własnoręcznej domowej roboty, owoce długich lat pracy i rzucił wszystko na stos: precz! Maryanna tego niegodna. Biegał ze stosami porcelany przez pokoje, nie bacząc, że tłucze tuzinami talerze, porwał stare filiżanki z sewrskiej porcelany z wypalonym na nich herbem rodzinnym: precz! niech to zabiera, kto chce. Zniósł ze strychu całe góry poduszek i puchowych pierzyn, tak miękkich, że tonęło się w nich, jak w fali: precz z tem! Maryanna na nich spała.
Rzucał zagniewane spojrzenia na stare, dobrze sobie znane meble. Czyż było krzesło, kanapa, na którychby nie siedziała, obraz, któremuby się nie przypatrywała, świecznik, któryby jej nie przyświecał, zwierciadło, któreby nie odbijało jej rysów? Chmurny zacisnął pięść, patrząc na ten świat wspomnień. Najchętniej byłby się rzucił na wszystko i toporem porąbał w kawałki.
A jednak wiedział, że kara będzie dotkliwsza, gdy wszystko to odda na licytacyę. Do obcych niechaj wszystko idzie! Niechaj zbrudzą ręce wyrobników, niech dostaną się w ręce obojętnych, obcych ludzi. Znał dość tych mebli kupionych na licytacyach po chałupach chłopskich tułających, poniewieranych, wzgardzonych, właśnie jak jego piękna córka! Precz! niech stoją z podartem obiciem, z którego wychodzić będzie włosie, ze startem zło-