żył się i zasnął wpośród całego tego nieładu, aby się nie obudzić aż dnia następnego...
Powróciwszy do domu, dowiedział się Gösta, że Maryanna pragnie z nim się widzieć. Było mu to na rękę, bo właśnie rozmyślał, jakby się mógł z nią rozmówić.
Kiedy wszedł do ciemnego pokoju, gdzie leżała, przystanął chwilę u drzwi, nie mogąc jej od razu dojrzeć.
— Zostań, gdzie stoisz, Gösto — odezwała się Maryanna. — Niebezbpiecznie jest do mnie się zbliżać.
Ale Gösta, który schody przebiegł kilku skokami, drżący z tęsknoty i miłości, nie myślał o tem, czy się zarazi lub nie — on chciał napawać się jej widokiem.
Gdyż piękną była ukochana jego. Żadna z kobiet niema tak miękkich włosów, tak jasnego, promiennego czoła. Cała jej twarz składała się z pięknie zakreślonych linij.
Stanęły mu żywo przed oczyma jej brwi, odrzynające się ostro i wyraźnie, śmiała linia nosa, usta skarbowane jak fala, owal lic, wytworna forma podbródka. Przypomniał sobie delikatną barwę jej skóry, czarne brwi odbijające od jasnych włosów, niebieskie źrenice w jasnej bieli, błysk w kącikach oczu.
Piękną była ukochana jego — przemknęło mu przez myśl; — jak gorące serce kryje się pod tą dumną powierzchownością. — Ona posiada zdolność oddania się, poświęcenia, ale ukrywa je starannie pod eleganckiemi formami — pomyślał.
Dwoma skokami przebiegł schody, a ona przy-
Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T1.djvu/134
Ta strona została uwierzytelniona.
130