Cierpiała ona sama, nie obca jakaś istota, nie aktorka — lecz ona w swej własnej istocie. Dlaczegoż ojciec jej przyjechał i rozdzielił ich? Jej miłość przecież nie umarła, lecz osłabiona chorobą, nie mogła odczuć jej potęgi.
Ach Boże, Boże, że też go musiała stracić, że się też tak późno ocknęła!
On był jedyny, on był panem jej serca! Od niego wszystkoby zniosła! Gorzkie, ostre słowa jego ugięłyby ją tylko do pokornej miłości. Gdyby ją był nawet bił, jak pies czołgałaby się za nim, całując mu ręce.
Nie wiedziała, co robić, aby ból swój nieco uśmierzyć.
Cuwyciła tedy za pióro i zaczęła pisać z gorączkowym pośpiechem. Najpierw pisała więc o swojej miłości, o swojej stracie, potem błagała go o miłość bodaj z litości! Była to niejako poezya — to, co napisała.
Skończywszy, pomyślała, że przecież, jeżeli mu to w ręce wpadnie, może uwierzy w jej miłość. A dlaczegoż nie miałaby mu tego posłać? Zrobi to nazajutrz, a pewna była, że to go sprowadzi napowrót.
Nazajutrz toczyła z sobą walkę. To, co napisała, wydało się jej tak ograniczone, tak głupie. Nie było w tem ani rytmu, ani rymu... czysta proza. Wyśmiałby się z takich wierszy. Jednocześnie zbudziła się w niej duma. Skoro jej już nie kocha, byłoby strasznem poniżeniem żebrać o jego miłość.
Zgłosił się też i rozsądek, który jej przekła-
Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T1.djvu/147
Ta strona została uwierzytelniona.
143