Żebrak minął karczmę stojącą u podnóża góry i z trudnością piął się ku plebanii, leżącej na samym szczycie.
Przed nim szła jakaś dziewczynka, ciągnąc sanki, na których leżał worek mąki.
Żebrak dogonił dziewczynkę i zagadnął ją:
— Za mały koń na taki wielki ciężar.
Dziecko odwróciło się i spojrzało na niego. Dziewczynka miała blizko dwanaście lat, była mała, o bystrych, ruchliwych oczach i ustach zaciśniętych.
— Dałby Bóg, żeby ciężar był większy, a koń mniejszy, wystarczyłoby na dłużej — odpowiedziała.
— Czy może własną strawę ciągniesz?
— Tak, Bóg niechaj słyszy skargę moją. Sama muszę myśleć o swojem pożywieniu, chociaż jestem taka mała.
Żebrak zaczął pchać sanki z tyłu. Dziewczynka odwróciła się i spojrzała na niego:
— Nie myśl sobie, że dostaniesz co za to — odezwała się.
Dziad roześmiał się w głos.
— Jesteś, zdaje się, córką proboszcza z Broby — zawołał. — Zaraz poznałem!
— Naturalnie, że nią jestem. Biedniejszego ojca ma niejedno dziecko — gorszego żadne. Święta to prawda, chociaż wstyd, że musi tak mówić jego własne dziecko.
— Twoj ojciec jest więc skąpy i zły w dodatku?...
— Tak; skąpy jest i zły w dodatku, a córka jego, jeżeli się uchowa, będzie jeszcze gorsza, powiadają ludzie.
Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T1.djvu/25
Ta strona została uwierzytelniona.
21