Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T1.djvu/29

Ta strona została uwierzytelniona.
25

zupełnie trzeźwy. Rozżalony zaczął płakać nad swoją biedną, poniżoną duszą, którą musiał wyswobodzić.
Zatrzymał się nieopodal drogi. Na skraju jej zmiótł wicher cały wał śniegu, na nim położył się, gotów umrzeć. Przymknął oczy, usiłując zasnąć.
Nie wiadomo, jak długo leżał, ale żył jeszcze, kiedy córka proboszcza z Broby ukazała się na gościńcu z latarką w ręce i zobaczyła go leżącego na śniegu. Czekała na niego długo, wreszcie zbiegła z góry, ażeby rozejrzeć się, gdzie się podział.
Poznała go natychmiast i jęła nim potrząsać i krzyczeć nad nim z całych sił, aby go zbudzić.
Chciała się koniecznie dowiedzieć, co zrobił z jej workiem mąki. Chciała przywołać go do życia — przynajmniej o tyle, aby jej powiedział, co się stało z jej sankami i workiem mąki. Ojciec ją ubije, jeżeli zginą sanki. Ugryzła żebraka w palec, drapała go po twarzy i krzyczała jak szalona.
Wtem gościńcem ktoś nadjechał.
— Kto, u dyabła, wrzeszczy tu tak? — odezwał się ostry głos.
— Chcę się dowiedzieć, co zrobił z mojemi sankami i workiem mąki — szlochała mała, bijąc zaciśniętemi pięściami w pierś żebraka.
— Nie wstydzisz się zamarzniętego człowieka tak drapać? Precz, ty dzikie kocię!
Wysoka, barczysta kobieta wysiadła z sań i zbliżyła się do kopca śniegu. Dziecko chwyciła za kołnierz i odepchnęła na gościniec, poczem schyliła się, wsunęła ręce pod grzbiet leżącego i podniosła go. Tak zaniosła go sama i ułożyła na saniach.