— Stara zabawiła dzień i noc, aby wypocząć. Ale póki patrzyłam na nią, nie mogłam pojąć, że to moja matka — ja wiedziałam jedno, że matka moja żyć przestała.
— Kiedy miała odjeżdżać, a ja stałam obok niej na stopniach, czekając na zajeżdżający powóz, rzekła do mnie: — Dążyłam tu po bezludnej drodze, w trzech dniach robiąc mil trzydzieści i nie zmęczyłam się. Lecz ze wstydu nad tobą drży moje biedne ciało, jak gdyby sieczone rózgami. Oby się ciebie zaparto, jak ty się mnie zaparłaś, odepchnięto, jak mnie odepchnęłaś! Oby gościniec był ci domem, rów przydrożny łożem! Wstyd i hańba niech będą nagrodą twoją, oby cię inni policzkowali, jak ja cię teraz policzkuję!
— I wycięła mi silny policzek.
— Porwałam ją na ręce, zniosłam ze schodów i wsadziłam do powozu.
— Ktoś jest, że mnie przeklinasz? — zapytałam. — Ktoś jest, że mnie śmiesz bić? Tego nie zniosę od nikogo!
— I oddałam jej policzek. W tej chwili powóz ruszył, a wtedy, w tej chwili, Gösto Berlingu, wiedziałam napewne, że Małgorzata Celsing nie żyje. Ona była dobra, niewinna, nie znała złego. Aniołowie byliby na jej grobie płakali. Gdyby ona była żyła, nigdy nie śmiałabym była uderzyć rodzonej matki.
Żebrak u drzwi siedzący słuchał, a słowa te na chwilę przygłuszyły szum odwiecznych lasów. Ach, ta pani zniżała się do niego, wyznając przed nim grzechy swoje, siostrą mu chciała być w strapieniu,
Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T1.djvu/36
Ta strona została uwierzytelniona.
32