Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T1.djvu/43

Ta strona została uwierzytelniona.
39

ciśniętą pięścią. Kowadło puste, piece nie otwierają swoich czerwonych paszcz do połknięcia węgli, miechy nie trzeszczą. Boże Narodzenie dziś — kuźnia odpoczywa.
Odpoczywa, odpoczywa, kiedy kawalerya nie śpi! Długie obcęgi żelazne wetknięte w podłogę w dziobach swoich trzymają łojówki. Z ogromnego, miedzianego kotła bucha ku ciemnemu sklepieniu niebieski płomień ponczu. Rogową latarkę uczepił Beerencreutz u wiszącego młota. Zółty poncz połyskuje w kryształowej wazie jak słońce. Jest stół, są ławy. Rezydenci urządzają sobie w kuźni Wigilię.
Gwarno tu, wesoło — rozbrzmiewają śpiewy i muzyka. Hałas ten jednak nie budzi nikogo — wszystko tonie w potężnym szumie potoku.
Gwarno tu i wesoło. Gdyby ich tak zobaczyła teraz majorowa!
I cóż? Przysiadłaby się do nich zapewne i wypiła z nimi szklankę ponczu.
Dzielna to niewiasta, nie ulęknie się ani wrzaskliwej pieśni pijackiej ani partyi kart.
Najmożniejsza to kobieta w Wermlandzie: rubaszna jak chłop, a dumna jak królowa. Lubi pieśni, grzmiące trąby myśliwskie i dźwięki skrzypiec. Lubi wino, zabawę, długie stoły otoczone wesołymi biesiadnikami. Patrzy z przyjemnością, jak znikają zasoby, jak tańczą i bawią się w komnatach i salach a boczne skrzydło wypełnia się rezydentami.
Patrzcie, jakiem oni kołem otoczyli wazę ponczu! Dwunastu ich, dwunastu mężów. Nie bohaterowie to mody, nie jednodniowi tryumfatorowie, lecz