Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T1.djvu/46

Ta strona została uwierzytelniona.
42

już młodość za sobą i spory krok zrobili ku starości, wpośród nich jednak znajdował się jeden, który miał najwyżej trzydzieści lat i którego zarówno duchowe, jak fizyczne siły były jeszcze w najlepszym stanie. Był to Gösta Berling, on, który sam jeden większym był mówca, śpiewakiem, muzykiem, myśliwym, pijanicą i karciarzem, niż wszyscy tamci razem.
Przyjrzyjcie mu się teraz, kiedy stanie na mównicy. Ciemność opuszcza się na dół od poczerniałego pułapu ciężkiemi zwojami. Z pośród nich wyłania się jego jasna głowa, niby głowa młodego boga, jednego z tych, którzy w chaos wnieśli światło. Stał wysmukły, piękny, żądny przygód.
A przemawia z głęboką powagą:
— Rycerze i bracia! Północ nadchodzi, uczta się przeciąga, czas wypić zdrowie trzynastego biesiadnika!
— Kochany bracie Gösto — woła patron Juliusz — tu niema trzynastego, wszak nas tylko dwunastu!
— Na Ekeby rok rocznie ktoś umiera — mówił dalej Gösta głosem coraz bardziej ponurym. — Jeden z gości rezydenckiego skrzydła umiera, jeden z pośród wesołych, swobodnych, wiecznie młodych towarzyszów. Tak. Nam nie wolno się starzeć. Gdy drżące nasze dłonie nie będą mogły utrzymać kieliszka, gdy nasze napół oślepłe oczy nie będą mogły rozróżnić kart, czemże będzie dla nas wtedy życie, a czem my dla niego? Jeden z trzynastu, którzy obchodzą Wigilię w kuźni, musi umrzeć, ale co rok przybywa nowy, aby dopełnić liczby — mąż to bywa