ściami chcemy mieć, a majorową odstępujemy ci z przyjemnością.
— Cóż Gösta mówi? Co Gösta na to? — pytał łagodny Lövenberg. — Gösta Berling niech mówi. W takiej ważnej sprawie musimy znać jego zapatrywanie.
— Wszystko to niedorzeczności! — odezwał się Gösta Berling. — Rycerze, nie dajcie mu się obałamucić! Czemże jesteśmy wobec majorowej? Z duszami naszemi niech sobie będzie jak chce, ale dobrowolnie nie staniemy się niewdzięcznymi łajdakami, nie postąpimy jak łotry i zdrajcy. Zbyt długo jadłem chleb majorowej, aby ją porzucić w nieszczęściu.
— A więc idźże sobie do piekła, Gösto, skoro taką masz ochotę! My wolimy sami mieć Ekeby w zarządzie.
— Ależ poszaleliście chyba, lub zapiliście wszystek wasz rozum! Myślicie, że to wszystko prawda? Myślicie, że to jest dyabeł? Nie poznajecież, iż wszystko wierutne kłamstwo?
— Patrzcie! patrzcie, patrzcie! — dziwi się przybysz. — On nie wie, że jest na najlepszej drodze dostania się do piekła, a przecież już siedm lat bawi na Ekeby! Nie widzi, jak blizki już jest!
— Ale co tam, stary! Przecież ja sam pomogłem ci wleźć w ten piec.
— Jak gdyby to czemu się sprzeciwiało! Jak gdybym dlatego nie mógł być dyabłem? Tak, tak, Gösto Berlingu, rozwinąłeś się wcale dobrze pod wpływem majorowej.
Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T1.djvu/53
Ta strona została uwierzytelniona.
49