Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T1.djvu/58

Ta strona została uwierzytelniona.
54

chodni i świetle gwiazd na mszę pasterską. Przejęli się widokiem oświetlonego kościoła, śpiewami nabożnemi i serca ich złagodniały. O Wigilii w kuźni zapomnieli, jak się zapomina snu przykrego.
Potężna, można jest majorowa z Ekeby. Któż odważyłby się podnieść na nią rękę, kto śmiałby usta otworzyć, by przeciw niej świadczyć? Bezwątpienia nie biedni rezydenci, którzy lata całe chleb jej jedli i pod jej dachem mieszkali. Sadza ich też, gdzie jej dogodnie, mogłaby im drzwi zamknąć, gdyby chciała, a oni nie mogą się nawet usunąć z pod jej władzy. Biedni oni, nie mogą żyć zdala od Ekeby.
Przy głównym stole bawią się dobrze: tam błyszczą piękne oczy Maryanny Sinclaire, tam dźwięczy srebrzysty śmiech wesołej hrabiny Dohn.
Przy stole panów rezydentów jednak cisza. Czyż nie byłoby słusznie i sprawiedliwie, aby ci, których majorowa ma zamiar zgubić, siedzieli przy tym samym stole, co reszta gości? Co za hańbiące urządzenie z tym stołem w kącie pod piecem! Jak gdyby drużyna rezydentów niegodna była towarzystwa panów!
Rezydenci wyglądają jak dzieci postawione za karę do kąta. Powoli zaczynają w nich nurtować myśli minionej nocy. Jak nieśmiali goście nasuwają się wesołe pomysły, zabawne kłamstwa, przy stole w kącie. Natomiast coraz natarczywiej wstępują w mózgi obietnice nocne i gniew nocny. Patron Juliusz usiłuje dla zabawy wmówić w siłacza, kapitana Chrystyana Berga, że pieczonych jarząbków obnoszonych obecnie przy głównym stole nie starczy