Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T1.djvu/67

Ta strona została uwierzytelniona.
63

— Nie ruszę palcem w obronie majorowej — zadecydował.
Ach, gdyby majorowa nie była umieściła rezydentów przy osobnym stole! Pod wpływem urazy zbudziły się w nich myśli minionej nocy — teraz płonie w ich oczach gniew niemniejszy, niż u majora. Dlaczegoż wszystko potwierdza ich nocne widzenia?
— Widocznie kontraktu nie odnowiła — szeptają do siebie.
Nie, od tej groźnie szeptającej gromadki nie może się majorowa spodziewać pomocy.
Cofa się więc znów ku drzwiom i splecione ręce podnosi ku twarzy.
— Oby się ciebie zaparto, jak ty się mnie zaparłaś — mówi sama do siebie z gorzką boleścią. — Oby gościniec był ci domem, a rów przydrożny łożem!
Potem kładzie jednę rękę na klamce, drugą zaś podnosi w górę:
— Pomnijcie na słowa moje, wy, którzy mnie pozwalacie teraz wyżenąć z domu — pomnijcie, że i wasza godzina też blizko! Rozbiegniecie się i zostaną po was miejsca próżne. Jakżeż ustać zdołacie, gdy ja was nie będę podpierała? Ty, Melchiorze Sinclaire, który masz dłoń ciężką i czuje ją rodzina twoja, strzeż się! Ty, proboszczu z Broby, nadchodzi sąd na ciebie. Ty, pani Ugglo, pilnuj domu, ubóstwo weń wchodzi. Wy, piękne, młode kobiety, Elżbieto Dohna, Maryanno Sinclaire, Anno Sjämköck, nie sądźcie, że ja pozostanę jedną, która musi dom swój opuścić. A wy, panowie rezydenci, miejcie się na baczności, nadciąga burza — zmiecie was z ziemi;