Na zamku Borg miał się odbyć bal.
Mieszkał tam wonczas młody hrabia Dehn, który się świeżo ożenił i miał piękną młodą żonę. Wesołością rozbrzmiewało teraz stare hrabiowskie zamczysko. I do Cheby przyszło zaproszenie, okazało się jednak, że ze wszystkich, którzy tego roku spędzili tam Boże Narodzenie, Gösta Berling, poeta, jak go nazywano, był jedynym, który miał ochotę pojechać do Borgu.
Borg i Cheby leżą nad długiem jeziorem Löb, lecz po przeciwnych brzegach.
Ubogiego Göstę Berlinga wyprawili na ten bal staruszkowie, jak gdyby był królewskim synem, mającym swoją osobą przedstawiać całe królestwo. Wystroił się zatem we frak nowiusieńki ze złotemi guzikami, sztywny żabot i lakierki; na to zarzucił wspaniałe bobrowe futro, a na piękne, złote kędziory sobolową czapkę. Na saniach rozpostarto niedźwiedzią skórę, zaprzężono czarnego Don Juana,