— Bardziej szkoda, żeś mi tego nie powiedział wcześniej, byłby mnie odwiózł ktoś inny.
— Żona proboszcza widocznie jest tego samego zdania, co i ja, że potrzebujesz męża, któryby ci mógł zastąpić ojca, inaczej nie byłaby cię sprzęgła z takim starym niezdarą.
— Ona nic do tego nie ma.
— Boże drogi, więc to ty sama wybrałaś sobie takiego męża!
— Ten przynajmniej weźmie mnie nie dla majątku.
— O nie, starzy patrzą tylko na niebieskie oczy i różane lica, a głupcy z nich, skoro to robią.
— Fe, Gösto, wstydź się!
— Pomyśl jednak o tem, że później nie będzie ci się wolno bawić z młodymi. Przepadną zabawy i taniec. Twoje miejsce będzie na kanapie... albo może będziesz wolała w karty zagrać ze starym Dahlbergiem?
Umilkli na chwilę i dopiero, gdy wjeżdżali na stromą pochyłość, na której stał pałac, zaczęli znowu rozmawiać.
— Dziękuję za towarzystwo. Nieprędko pojadę znów z Göstą Berlingiem!
— Dziękuję i ja! Znam niejednego, kto pożałował jazdy na bal w twojem towarzystwie.
Łagodniejszą niż zwykle zdawała się harda piękność, gdy weszła na salę i okiem obrzuciła zgromadzonych gości.
Wzrok jej zatrzymał się najpierw na nizkim, łysym Dahlbergu, obok którego stał wysoki, smukły, złotowłosy Gösta Berling. Najchętniej byłaby obu
Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T1.djvu/78
Ta strona została uwierzytelniona.
74