się zdala. Kiedy jednak przemogły strach, skoczył jeden z nich z wyciągniętym ozorem i szeroko rozwartą paszczą ku sankom. Wtedy chwycił Gösta „Corinnę“ pani de Staël i cisnął mu ją w gębę.
Znów mieli chwilę spokoju, zanim zwierzęta rozszarpały swoją zdobycz; po chwili uczuli, jak wilki szarpały zielony pled i posłyszeli krótki, szybki oddech dzikich bestyj. Wiedzieli dobrze, iż przed Borgą nie spotkają żadnej ludzkiej siedziby, ale Göście straszniejsze niż śmierć zdało się spotkanie się oko w oko z tymi, których zdradził. Z drugiej strony pojmował, że koń może paść ze zmęczenia — cóż się z nimi stanie wtedy?
Wtem zajaśniały na skraju lasu zabudowania Borgi — wszystkie okna były oświetlone; wiedział, czemu to przypisać.
Wilki, zastraszone blizkością ludzi, uciekły — i Gösta minął Borgę. Mimo wszystko jednak nie ujechał dalej, jak do miejsca, w którem droga znowu się gubi w lesie — tam ujrzał ciemną grupę — to wilki na nich czekały.
— Zawróćmy na plebanię — odezwał się Gösta — powiemy, żeśmy sobie urządzili przejażdżkę przy blasku gwiazd — inaczej niedobrze się to skończy.
Zawrócili zatem, ale w następnej chwili wilki otoczyły sanie. Szare postacie przemykały obok nich białe zęby lśniły się w szeroko rozdziawionych paszczach, płomienne oczy iskry sypały. Wyły z głodu i żądzy krwi. Połyskujące zęby pragnęły się wbić w miękkie ludzkie mięso. Skoczyły na Don Juana, uczepiwszy się uprzęży. Anna zastanawiała
Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T1.djvu/84
Ta strona została uwierzytelniona.
80