na, zaprzągł go do sani i zamierzał odjechać. Wtem z domu wyszła Anna.
— Słyszałam cię wychodzącego — powiedziała. — Wstałam więc i oto jestem gotowa do jazdy dalszej z tobą.
Podszedł do niej i ujął za rękę.
— A więc jeszcze nie zrozumiałaś? To nie może być. Bóg nie życzy sobie. Posłuchaj i staraj się mnie zrozumieć. Byłem tu dziś rano... widziałem ich rozpacz po twojej stracie. Pojechałem do Borgu, aby ciebie sprowadzić napowrót do Ferdynanda. Ale zawsze byłem nędznikiem i chyba już nigdy innym nie będę. Zdradziłem go i zdobyłem cię dla siebie. W domu tym żyje staruszka, która wierzy, że ze mnie może jeszcze być uczciwy człowiek. Wobec niej postąpiłem niegodziwie. Piękna jesteś — grzech był tak rozkoszny. Gösta Berling idzie tak łatwo na lep słodyczy!
— Ach, jaki nędznik ze mnie! Jaki podlec! Wiem, jak oni kochają tę swoją siedzibę, a ja omal nie wystawiłem jej na zniszczenie. O wszystkiem zapomniałem przy tobie, Anno! Byłaś taka czarująca w swej miłości... Ale teraz, Anno, teraz, gdy byłem świadkiem ich niezmiernej radości, nie chcę cię zatrzymać dla siebie. O ty, moja ukochana! Ten w górze igra naszą wolą. Czas, abyśmy się ugięli przed Jego karzącą dłonią. Powiedz, że od dziś weźmiesz na siebie ten ciężar... oni liczą na ciebie... powiedz, że pozostaniesz przy nich, jako ich pomoc i opieka! Jeżeli mnie kochasz, jeżeli chcesz ulżyć mym gorzkim wyrzutom sumienia, przyrzeknij mi to uczynić.
Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T1.djvu/86
Ta strona została uwierzytelniona.
82