Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T1.djvu/91

Ta strona została uwierzytelniona.
87

dnak płomień taki nie gorzał tak długo, aby w nim można było ukuć kajdany, wiążące ją na całe życie.
— Czekam na miłość, która się zjawi jako zdobywca — mawiła. Dotąd nie przeskoczyła żadnego wału, nie przepłynęła żadnej rzeki. Czekam na potężną miłość, która, mnie wyniesie ponad siebie samą, pragnę miłości tak silnej, abym przed nią musiała zadrżeć — obecnie znam tylko taką miłość, z której śmieje się mój rozum.
Jego obecność dodawała słowom ognia, a winu życia. Jej płomienna dusza użyczała biegłości smyczkowi — taniec szedł lżej, bardziej oszałamiająco, gdy ona swoją wązką nóżką dotknęła się posadzki. Dodawała zabawie uroku, w żywych obrazach była gwiazdą.
Patron Juliusz, który się rozumiał na wszystkiem, obmyślił żywe obrazy, aby Maryanna mogła wystąpić w całym blasku.
Przed sceną, którą urządzono w wielkiej sali pałacu w Ekeby, siedziało mnóstwo gości, podziwiając żółty księżyc, wstępujący na ciemne, nocne niebo. Jakiś Don Juan skradał się ulicami Sewilli i zatrzymał się pod balkonem owiniętym bluszczem. Był on w przebraniu mnicha, lecz z rękawa wyglądał mu haftowany mankiet, a z pod sutanny od czasu do czasu błysnął koniec szpady.
Zakapturzony mężczyzna zanucił serenadę.
Gdy przebrzmiał ostatni dźwięk, wyszła na balkon Maryanna w czarnej aksamitnej sukni i koronkowej zasłonie. Przechyliła się przez poręcz i odpowiedziała ironicznym jakimś wierszem.
Nagle jednak ożywiła się i zaśpiewała z ogniem: