Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T1.djvu/96

Ta strona została uwierzytelniona.
92

dla niego sunęły się lekko w tańcu te zgrabne nóżki, nie dla niego dźwięczały te srebrne uśmieszki. Prawda, tańczyć, marzyć mogły z nim, ale żadna z nich nie chciałaby w rzeczywistości należeć do niego.
Poszedł więc między starszych panów i przysiadł się do grających w karty. Przypadkiem znalazł się przy tym samym stole, przy którym siedział możny pan z Björne; już to grając, to znów trzymając bank, zgromadził on przed sobą duży stos sześcio i dwunastuszyllingówek.
Grano już wcale wysoko, a zjawienie się Gösty podniosło jeszcze zapał. Zaczęły się ukazywać grubsze sztuki, a niebawem przed Melchiorem Sinclairem leżał stos złota.
Lecz i przed Göstą gromadziły się pieniądze miedziane i papierowe i wkrótce on jedynie stawił czoło właścicielowi Björne. Po chwili cały ogromny stos złota przeszedł od Melchiora Sinclaira do Gösty Berlinga.
— No, Gösto, cóż teraz będzie? — zawołał dziedzic, śmiejąc się, gdy przegrał wszystko. — Jestem kompletnie goły, a na kredyt nie grywam nigdy — ślubowałem to mojej matce.
A przecież znalazł sposób. Przegrał zegarek, futro bobrowe i właśnie zamierzał stawiać na kartę konia i sanki, gdy go powstrzymał Sintram.
— Stawiajże lepiej coś, co się opłaci — odezwał się złośliwy właściciel Forsu. — Postaw coś takiego, co może odwrócić szczęście!
— Licho wie, co stawiać!