ły; kurz niby obłok dymu unosił się nad salą, resztki świec woskowych dopalały się migotliwie, a wśród całego tego przykrego nieładu przebiegali oni — Gösta z Maryanną, królewscy w swojej niewyczerpanej sile, ona w nieskazitelnej swojej piękności, szczęśliwa przeświadczeniem, że może się całkowicie oddać temu rozkosznemu ruchowi.
Kiedy Maryanna skończyła tańczyć i zapytała o swoich rodziców, dowiedziała się, że już odjechali do domu. Nie zdradziła się, że ją to zaskoczyło niespodzianie, lecz ubrała się i wyszła. Panie, ubierające się razem z nią w garderobie, myślały, że ma własne sanki.
Ona zaś w cieniutkich, jedwabnych ciżemkach biegła drogą, nie żaląc się przed nikim. W ciemności nikt z gości jej nie poznał, gdy szła gościńcem — niktby nie wierzył, że ta kobieta, idąca sama, w nocy, przed pędzącemi sankami uciekająca w głęboki śnieg — to Maryanna. Skoro tylko mogła bezpiecznie iść drogą, zaczęła biegnąć. Tak biegła, dopóki jej sił starczyło, znów trochę szła, potem znowu puściła się biegiem. Jakaś przykra, męcząca trwoga gnała ją naprzód.
Z Ekeby do Björne jest zaledwie ćwierć mili, to też Maryanna niebawem znalazła się w domu, ale gotowa była przypuszczać, że zbłądziła. Gdy stanęła na podwórzu, zastała wszystkie drzwi pozamykane, wszystkie światła pogaszone — w pierwszej chwili sądziła, że rodzice jej może jeszcze nie wrócili.
Podeszła do drzwi mieszkalnych i zapukała mocno. Nikt się nie zjawił i nie otworzył, a gdy
Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T1.djvu/99
Ta strona została uwierzytelniona.
95