Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T2-3.djvu/113

Ta strona została uwierzytelniona.
115

Gösty Berlinga, zmogło ją wzruszenie. Ale tak wielką była później skrucha jej, iż nie może nadal kochać swego męża, że dałaby się prawdopodobnie zadręczyć na śmierć hrabinie Marcie, gdyby nie rozmowa ze swoją gospodynią, którą miała pewnego wieczora.
— Pani hrabina powinna z panem hrabią pomówić — odezwała się kobieta. — Boże mój! pani hrabina to takie dziecko. Pani hrabina sama nie wie, na co się zanosi, ale ja dobrze widzę.
A właśnie tego nie chciała mężowi powiedzieć, skoro jej nie ufa. Tej nocy ubrała się cichutko i wyszła z domu. Ubrana była jak zwykła dziewczyna wiejska, a w ręku niosła zawiniątko. Postanowiła dom ten opuścić i nigdy do niego nie wrócić. Nie uciekała, aby się uchronić od męki i tortur. Teraz jednak zdało się jej, że Pan Bóg dał jej znak, iż musi odejść, chcąc ratować siły i zdrowie.
Nie udała się na zachód poprzez jezioro, gdyż tam mieszkał ten, którego kochała. Nie poszła też na północ, gdzie mieszkało wielu jej przyjaciół, ani na południe, gdyż daleko na południu leżał jej dom rodzinny, a do tego nie chciała się zbliżać. Lecz podążyła na wschód, wiedziała, że tam niema ani domu, ani kochanych przyjaciół, ani znajomych, ani pomocy, ani pociechy.
Nie lekkim szła krokiem, nie czuła się bowiem pojednaną z Bogiem. Ale mimo to była rada, że na przyszłość ciężar grzechu dźwigać będzie między obcymi. Obojętne spojrzenia spoczywać na niej będą kojąco, jak zimna stal położona na obrzmiałe miejsce na ciele.