Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T2-3.djvu/127

Ta strona została uwierzytelniona.
129

jeżeli prawdą jest, że wciąż jedne i te same sztaby żelaza przynosili do wagi i odnosili, póki się nie doliczyli kilku setek centnarów, jeżeli prawdą jest, że to wszystko zdarzyć się mogło, ponieważ ci, którzy byli przy wadze, suto traktowani byli zapasami z koszów i zawartością butelek, którę z sobą przywieźli rezydenci — łatwo zrozumieć, że na promach musiało być wesoło.
Kto tam wie zresztą? Ale jeżeli tak się rzeczy miały, to również pewnem jest, że Gösta Berling nie miał czasu oddawać się smutkowi. Ale nie odczuwał też radości niebezpiecznej przygody. Skoro tylko poczuł się swobodnym, zesłabł.
Rezydenci, otrzymawszy kwity z wagi, zładowali na szkutę żelazo. Zazwyczaj przewozili do Göteborgu żelazo zawodowi przewoźnicy, a kupcy z Wermlandu z reguły nie troszczyli się więcej o swój towar, otrzymawszy pokwitowanie, że przesyłka posiada wymienioną wagę. Ale rezydenci nie chcieli nic przez pół robić — postanowili osobiście dostawić żelazo do Göteborgu. W drodze spotkało ich nieszczęście. W nocy zerwała się burza, szkutę bez steru podrzucały bałwany, aż uderzyła o jakąś rafę i zatonęła z całym kosztownym ładunkiem. Waltornia i talie kart i wszystkie próżne butelki zatonęły. Zbadawszy rzecz bliżej, mniejsza o to, że stracono żelazo, byle honor Ekeby ocalał. A żelazo przecież zważono. Chociaż więc major musiał napisać do kupców z Göteborgu, że skoro nie otrzymali żelaza, on też nie może przyjąć ich pieniędzy — niewiele to szkody przyniosło. Ekeby bogate a honor jego uratowany.