Ale gdyby porty i przystanie i szkuty i promy poczęły opowiadać dziwne rzeczy? Gdyby przez lasy przeszedł głuchy szmer o tem, że cała ta jazda była prostą komedyą, gdyby w całym Wermlandzie utrzymywano, że tylko kilka marnych cetnarów stanowiło cały ładunek, że rozbicie się okrętu było ułożone z góry... to co? dokonano śmiałego czynu, urządzono paradny figiel! To nie plama honoru.
Ale to już tak dawno temu. Być przecież może, iż rezydenci kupili gdzieś żelazo, lub że znaleźli coś w śpichrzach, o czem przedtem nie wiedzieli. W takich sprawach nigdy nie można poznać całej prawdy. Ci, którzy ważyli, nie chcieli ani słyszeć o żadnem oszustwie, a w każdym razie oni chyba mogliby wiedzieć najlepiej.
Po powrocie do domu dowiedzieli się rezydenci o wielkiej nowinie: małżeństwo hrabiego Dohna ma zostać rozwiązane. Hrabia wysłał swego sekretarza do Włoch po dowody, że małżeństwo było nieważne. Powrócił on w lecie z dostatecznemi dokumentami. Jakiego one rodzaju były, nie umiem tak dokładnie powiedzieć. Trzeba się ostrożnie obchodzić z takiemi staremi podaniami, one są jak napół zwiędłe róże — rozsypują się natychmiast, gdy się je uchwyci zbyt mocno. Nie wiem dobrze — to jedno jest tylko pewne: sąd w Bro orzekł, iż małżeństwo hrabiego Dohna z Elżbietą z Turnéw nigdy nie istniało.
O tem jednak młoda hrabina nic nie wiedziała. Żyła wśród wieśniaków w bardzo odległej okolicy — jeżeli wogóle żyła jeszcze.