biera pozę wielkopańską z czasów przyjęć na Ekeby i balów dworskich w pałacu namiestnikowskim w Karlstadzie. Zapominają o łachmanach i więzieniu, a widzą jedynie najdumniejszą, najbogatszą panią Wermlandu.
— Moja droga hrabino — mówi — co sprawiło, że pani opuściła salę balową i przybyła do mnie, samotnej kobiety? Zawiele dobroci.
Hrabina Elżbieta nie odpowiada, wzruszenie głos jej tamuje. Więc pani Szarling odpowiada za nią, że nie może tańczyć, nie daje jej bowiem spokoju myśl o majorowej.
— Kochana pani Szarling — czyż do tego doszło, że psuję młodzieży zabawę? — pyta majorowa. — Nie płacz nademną, kochana, młoda hrabino — ciągnie dalej — jestem niegodziwa, stara kobieta, która zasłużyła na swój los. Pani przecież nie sądzi, żeby godziwem było bić własną matkę.
— Nie, ale...
Majorowa przerywa jej, odgarniając jej z czoła jasne kędziory.
— Dziecko, dziecko, jakżeś ty mogła poślubić głupiego Henryka Dohna!
— Ależ ja go kocham!
— Rozumiem wszystko, wiem wszystko — mówi majorowa. — Dobre dziecko i nic więcej, płacze ze smutnymi, śmieje się z wesołymi. Musi „tak“ powiedzieć pierwszemu, który przyszedł i powiedział: „kocham cię“ — Tak, tak to bywa! znam to. Niechże pani wróci i tańczy, moja droga hrabino. Tańcz pani i wesel się! W pani niema nic złego.
Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T2-3.djvu/14
Ta strona została uwierzytelniona.
16