Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T2-3.djvu/140

Ta strona została uwierzytelniona.
142

wierzyć się nie chce — zda się jej, że śni, a oto nadlatują te wrony, które ją mają pożreć.
Z parku i ogrodu z szumem zlatują tuzinami z wyciągniętemi pazurami i chciwie rozwartemi dziobami, gotowe na nią się rzucić. Lecą z hałasem i wrzaskiem. Czarne i białe skrzydła migają się jej przed oczyma. Nieprzytomna widzi po za temi wszystkie wrony, z całej okolicy zlatujące; widzi niebo całe zasiane czarnemi i białemi skrzydłami. Metaliczne barwy piór połyskują w jaskrawem świetle południowego słońca. Ciaśniejszem, coraz ciaśniejszem kołem otaczają potwory hrabinę, celując w jej twarz pazurami i dziobami. Ucieka do sieni i zamyka drzwi za sobą. Zdyszana słania się na zamknięte drzwi, po za któremi słyszy wrony, jak latają, kracząc.
Odgrodzona więc została od piękności lata, od wszystkich uciech ziemi. Dla niej odtąd nic nie istniało, jeno zamknięte drzwi, zapuszczone story, dla niej istnieje tylko rozpacz, trwoga, pomieszanie, graniczące z szaleństwem.
I to opowiadanie może się wydać szaleństwem, mimo to jednak musi być prawdziwe. Żyją setki starych ludzi, którzy tę historyę słyszeli i poświadczyć mogą, że tak opiewało podanie.
Ptaki obsiadały dach i balustradę tarasu. Siedziały, jakgdyby czatując tylko na ukazanie się hrabiny, by się na nią rzucić. Zamieszkały w parku i pozostały w nim. Niemożliwe było wypłoszyć je ztąd. Jeżeli się do nich strzelało, tem gorzej, gdyż za jednę zabitą przyleciało dziesięć innych. Niekiedy odlatywały wielkie roje, zda się za żerem, ale zaw-