sze pozostawiały straż niezawodną. Gdy się tylko pokazała hrabina Marta, gdy tylko oknem wyjrzała, lub storę podsunęła, gdy spróbowała wyjść na ganek, zlatywały się natychmiast. Cały straszny rój przylatywał z głośnym trzepotem skrzydeł i hrabina Marta musiała się chronić do swojego pokoju.
Przesiadywała w sypialni, za czerwoną salą. Często opisywano mi ten pokój, jak wyglądał w czasie okropnego oblężenia Borgu przez wrony. Ciężkie portyery wisiały u drzwi i okien, grube kobierce zaścielały posadzki, ludzie, szeptając cicho, przesuwali się na palcach.
W sercu hrabiny zamieszkał strach bladolicy. Włosy jej posiwiały, skóra się pomarszczyła. W ciągu miesiąca postarzała się zupełnie. Nie mogła zahartować sobie serca wobec tego strasznego czaru. Z głośnym krzykiem budziła się ze snów nocnych, bo jej się przywidywało, że ją wrony opadły. Płakała całemi dniami nad nieszczęściem, którego nie mogła odwrócić od siebie. Unikała ludzi z obawy, aby za wchodzącym nie wleciał rój ptaków i najczęściej siadywała niema z twarzą ukrytą w dłoniach, bujając się w fotelu, chora, smutna, w tem dusznem, zamkniętem powietrzu, by nagle wybuchnąć krzykiem i jękami.
Niema chyba straszniejszego życia. Któżby biednej nie żałował?
Niewiele mi już chyba pozostaje do opowiedzenia o niej, a to, co opowiedziałam, nie świadczyło o niej dobrze. Teraz czuję poniekąd wyrzuty sumienia.
Bo i ona przecież była dobra, wesoła w mło-
Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T2-3.djvu/141
Ta strona została uwierzytelniona.
143