tam żółte róże, w których żyłkach krew czerwieni się, jak w ludzkich żyłach, były śmietankowej barwy z płatkami o włóknistych brzegach, różowe o dużych płatkach, na końcach niemal bezbarwnych jak woda i ciemno-czerwone z czarnym odcieniem. Pozrywali wszystkie róże, które Altringer sprowadził z obcych krajów, aby radowały oczy pięknych kobiet.
Potem przynieśli nuty i pulpity, instrumenty dęte, smyczki i skrzypce rozmaitej wielkości, gdyż teraz na Ekeby panować będzie dobra pani Muzyka, usiłując pocieszyć Göstę Berlinga.
Pani Muzyka wybrała symfonię dobrego ojca Haydna i rezydenci ją ćwiczą. Patron Juliusz wywija pałeczką, a tamci grają, każdy na swoim instrumencie.
Gdy wszystko gotowe, wzywają Göstę. On wciąż jeszcze słaby jest, bez życia, ale rad się zdaje być ze wspaniałej sali i pięknej muzyki. Znana to przecież rzecz, iż dobra pani Muzyka jest najlepszą towarzyszką tego, kto cierpi. Jest wesoła i ucieszna, jak dziecko; jest ognista i ujmująca, jak młoda piękność — jest dobra i męzka, jak starzy ludzie, którzy żyli sprawiedliwie.
A przytem rezydenci grali tak cichutko, łagodnie, że zdało się, iż to szum tylko.
Mały Ruster bardzo poważnie traktuje sprawę. Czyta nuty przez okulary, lekkim pocałunkiem wydobywa z fletu dźwięki i palcami przesuwa po klapkach i otworach. Wuj Eberhard siedzi zgarbiony nad wiolonczelą, peruka zsunęła mu się na jedno ucho, wargi drżą ze wzruszenia. Berd stoi dumny
Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T2-3.djvu/144
Ta strona została uwierzytelniona.
146