Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T2-3.djvu/146

Ta strona została uwierzytelniona.
148

cichego, miluchnego domku, o którym tak mało się tu wspomina, gdyż burze życia nie zdołały zniszczyć jego szczęścia — tu spotkał się z proboszczem z Bro.
Ten ujrzawszy go, natychmiast zasadzał go do fortepianu, mówiąc: — Siądź i graj, wtedy jesteś najpożyteczniejszy.
I Gösta grał i śpiewał, a po chwili nie mogli obecni usiedzieć na miejscu! Starzy, rozsądni ludzie opuszczali swoje miejsca i puszczali się w taniec. Same nogi im skakały. Nie mogli usiedzieć. Tańczyli więc, a gdy Gösta zanucił jekąś pieśń Belmana, zawtórowali mu wszyscy, a żona proboszcza, chociaż taka stara i otyła, nadniósłszy spódnicy, skakała i obracała się w kółko, jak gdyby miała lat dwadzieścia, przyśpiewując sobie fałszywym zachrypłym głosem.
Mąż i wszyscy obecni śmiali się z niej serdecznie.
— Ach, ta szelma przy fortepianie potrafi starych ludzi w błaznów zmienić!
Ale teraz siedzi Gösta Berling cichy i smutny; słucha, jak pani Muzyka usiłuje go rozweselić. Może najchętniej wolałby być sam ze swoim smutkiem, lecz ze względu na staruszków musiał słuchać muzyki. Rozumie dobrze, jak im przykro, że on nie jest wesołym, jak dawniej. Nie cieszy ich panowanie na Ekeby od chwili, gdy on się tak zmienił! Zda mu się, że w oczach się starzeją.
A kiedy właśnie najpiękniej grają, on wybucha płaczem. Całe życie wydaje mu się takie smutne. Przysłania sobie twarz i płacze. Rezydenci urywają. To nie są słodkie, kojące łzy, które zwykła