szej chwili zgniewała go ta nowa komedya, ale zwolna łagodniał. Nieoceniony był ten stary, gdy siedział i rozkoszował się Beethovenem. Przyszło mu na myśl, że i ten człowiek, obecnie taki łagodny, spokojny, cierpiał, że i on stracił ukochaną. A teraz siedzi przy swoim stole, promieniejąc radością.
Czuł się spokojniejszym. — Gösto — przemówił sam do siebie — czyż nie umiesz już cierpieć? Ty, który zahartowany jesteś w ubóstwie, ty, który wyrosłeś, w kraju, gdzie zima ciężką jest a lato skąpe, czyż straciłeś swą wytrzymałość?
— Ach, Gösto, mężczyzna powinien wszystko, co życie sprowadza, znosić mężnie i z uśmiechem, inaczej nie byłby mężczyzną. Żałuj ile tylko chcesz, straconej kochanki, wyrzekaj się wszelkich przyjemności, niechaj sumienle gryzie ci duszę i dręczy ją, ale bądź mężczyzną, prawdziwym Wermlandczykiem! Niech wzrok twój jaśnieje radością i dla przyjaciół miej wesołe słowa.
Życie jest twarde, natura jest twarda. Tak jedno, jak druga, stworzyły odwagę i radość jako przeciwwagę swojej twardości, inaczej niktby ich nie zniósł.
— Odwaga i radość! Zdaje się, że one obie są pierwszemi obowiązkami życia. Dotąd nie zapierałeś się ich nigdy, a nie wolno ci tego czynić i obecnie.
— Czyż jesteś marniejszym od Lövenberga, który siedzi przy swoim drewnianym fortepianie, od wszystkich rezydentów, odważnych, swobodnych, wiecznie młodych? Wiesz przecież, że cierpienie żadnego z nich nie oszczędziło.
Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T2-3.djvu/151
Ta strona została uwierzytelniona.
153