domu w Broby, a popołudniu znów przyjść. Ręczę, że popołudniu proboszcz będzie w domu.
W chwilę później toczyła się ciężka karoca z młodą, bogatą damą w dół, do zajezdnego domu, żebrak zaś stał i patrzał za nią, drżąc na całem ciele. Miałby ochotę uklęknąć i całować kół ślady.
Wyświeżony, ogolony, strojny w uśmiech z błyszczącemi sprzączkami, w jedwabnych pończochach, w żabocie i mankietach, stanął proboszcz z Broby przed żoną kapelana tegoż dnia w południe.
— Dama — słychać go było mówiącego — córa hrabiów, jakże pani może przypuszczać, że ja ją mogę u siebie przyjąć tak, jak teraz jest? U mnie podłogi są czarne, izby zupełnie puste, sufit zielony od pleśni i wilgoci. Pomóż mi, kochana pani! Proszę pomyśleć, że to przecie delikatna córa hrabiów!
— Nie może to ksiądz proboszcz kazać powiedzieć, że wyjechał?
— Droga pani, czterdzieści mil jechała, żeby się ze mną, biedakiem, zobaczyć. Ona nie wie, co się ze mną stało. Nie mogę jej nawet dać łóżka. Nie mam łóżek dla jej służby.
— No, to pozwól jej ksiądz odjechać.
— Dobra, kochana pani. Czy pani nie rozumie? Raczej dam wszystko, co posiadam, wszystko, com tak pracowicie, z takim trudem zbierał, niżbym miał pozwolić, aby odjechała, nie wstąpiwszy pod mój dach. Widziałem ją ostatni raz, gdy miała la dwadzieścia; od tego czasu upłynęło lat czterdzieści, proszę sobie wyobrazić, pani droga. Pomóż mi pani
Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T2-3.djvu/164
Ta strona została uwierzytelniona.
8