zaciekłości zerwali dawną przyjaźń i rzucili się na siebie z ostremi pazurami, wściekłemi spojrzeniami i najeżoną sierścią.
Zwabiona hałasem, nadbiegła gospodyni. Przystanęła w progu i patrzyła na człowieka śmiejącego się z walczących zwierząt. Znała go dobrze, ale gdy go ostatni raz widziała, miał kajdany na rękach, jako więzień. A mianowicie przed pięciu laty przeszło złodziej jakiś na jarmarku w Karlstadzie skradł klejnoty pani radczyni. Zginęło wtedy dużo pierścieni, bransolet i klamer, które dama ta wysoko ceniła, gdyż były to podarunki lub dziedziczne klejnoty. Nie znaleziono ich, a po całej okolicy rozgłoszono, że kapitan Lennart jest sprawcą kradzieży.
Gospodyni nie mogła zrozumieć, w jaki sposób wieść taka mogła się rozejść. Przecież kapitan Lennart był dobrym, uczciwym człowiekiem. Żył przykładnie z żoną, którą pojął dopiero przed kilku laty, gdyż środki nie pozwalały mu ożenić się wcześniej. Ale teraz miał dostateczne utrzymanie przy pensyi i mieszkaniu. Co mogłoby skłonić takiego człowieka do ukradzenia bransolet i pierścionków? A jeszcze dziwniejsze jej się wydało, że taka pogłoska mogła znaleźć wiarę i zostać dowiedzioną tak, że kapitana spensyonowano, odebrano mu order i zasądzono na pięć lat przymusowych robót.
Sam utrzymywał, że był na jarmarku, ale wrócił, zanim posłyszał cośkolwiek o tej kradzieży. Na gościńcu znalazł brzydką, starą klamrę, którą podniósł i darował dzieciom. A klamra ta była ze złota i należała do skradzionych rzeczy — w tem było
Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T2-3.djvu/180
Ta strona została uwierzytelniona.
24