Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T2-3.djvu/181

Ta strona została uwierzytelniona.
25

całe nieszczęście. Właściwie Sintram tak mu się przysłużył. Niegodziwiec ten oskarżył go i złożył świadectwo, na mocy którego go skazano. Widocznie trzeba mu było usunąć z drogi kapitana, gdyż wkrótce potem wytoczono jemu samemu proces: okazało się bowiem, że w r. 1814s przedawał proch Norwegom. Powszechnie mówiono, że bał się kapitana Lennarta, jako świadka. Z braku dowodów został wtedy uwolniony.
Gospodyni nie mogła się na niego napatrzeć. Włosy mu posiwiały, plecy się zgarbiły — ciężkie miał zapewne życie. Ale pogodna twarz i dobry humor go nie opuściły. To był ten sam kapitan Lennart, który ją prowadził do ołtarza i tańczył na jej weselu. Zawsze jeszcze gotów był z każdym spotkanym w drodze człowiekiem przystanąć i rozmawiać, każdemu dziecku centa rzucić, każdej starej, pomarszczonej kobiecie powiedzieć, że z każdym dniem staje się młodszą i piękniejszą, gotów był stanąć na beczce i przygrywać ludziom do tańca.
— No, matko Katarzyno — odezwał się — nie chcecie wcale na mnie patrzeć!
Wstąpił umyślnie, aby się dowiedzieć, co słychać u jego rodziny, czy go oczekują. Muszą przecież wiedzieć, że o tym czasie kończy się jego kara.
Oberżystka miała dla niego same dobre wieści. Zona jego okazała się dzielną kobietą, jak mężczyzna. Wydzierżawiła folwark od nowego właściciela i wszystko się jej wiedzie. Dzieci chowają się ładnie, aż miło spojrzeć. I naturalnie, czekają na niego. Żona kapitana była to małomówna kobieta,