Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T2-3.djvu/186

Ta strona została uwierzytelniona.
30

kamieniu i upadł. A gdy się podniósł, nie gonił już rezydentów. W pomieszaniu tem błysnęła mu nagle myśl: Na świecie nie dzieje się bez woli Bożej nic, nawet rzecz najmniejsza.
— Dokądże mnie wiedziesz? — zapytał. — Jestem piórkiem, które lata za Twoim podmuchem. Jestem piłką w Twoich ręku. Dokądże mnie wiedziesz? Dlaczego zamykasz przedemną drzwi mego domu?
I odszedł od swego domu w przekonaniu, że Bóg chce tego.
Gdy słońce weszło, stał na jednem ze wzgórz Broby i spoglądał w dolinę. Mieszkańcy jej nie wiedzieli wtedy, że zbawca ich znajduje się tak blizko. Nie kładziono listków wonnej lawendy i polnych kwiatów na progi, które on miał przekraczać; matki nie brały dzieci na ręce, aby im go pokazać, gdy będzie przechodził; wnętrze chat nie było odświętnie przybrane; czarna czeluść pieca nie była zakryta pachnącym jałowcem. Mężczyźni nie dokładali starań, aby dobrze utrzymane pola i bujne łąki cieszyć mogły oko jego.
Ztąd, gdzie stał, smutny jego wzrok dojrzał, jak susza spustoszyła okolicę, jak zniszczyły się zasiewy, jak ludzie nie mają nawet ochoty przygotować ziemi pod nowy zasiew. Spojrzał w stronę sinych gór, a wschodzące słońce oświetliło czarne, wypalone miejsce, gdzie szalał ogień. Oglądał przydrożne brzozy: susza je niemal skurczyła. Z rozmaitych drobnych szczegółów, po zapachu paszy, gdy przechodził obok zagrody jakiejś, po wywróconych płotach, po małej ilości drzewa opałowego, przywiezionego do domu i zrąbanego — poznał, że ludzie