Pewnego cichego popołudnia z końcem sierpnia Maryanna Sinclaire siedziała w swoim pokoju, porządkując listy i papiery.
Wszystko stało w pogotowiu: wielkie skórzane kufry podróżne i żelazem okute paki wtoczono do pokoju, suknie leżały na krzesłach i sofach; ze strychu, z szaf i z bejcowanych skrzyń wydobyto wszystko; jedwab i cienkie płótno połyskiwały, klejnoty porozkładano do odczyszczenia, szale i futra mają być przebrane i opatrzone, czy nie brak czego.
Maryanna wybierała się bowiem w długą podróż. Była w chwili przełomowej swego życia, dlatego paliła mnóstwo listów dawnych i dzienniczków. Wspomnienia przeszłości nie będą jej już ciążyły.
Gdy tak siedzi i przepatruje wszystko, wypada jej z ręki zwitek starych piosenek. Były to przepisane dawne piosenki ludowe, które jej matka zwy-