— Goły jestem jak święty turecki, prawda. Ba, gdybym tylko cośkolwiek miał, tobym się przecież wystrzegał jarzma.
— Co też ty wygadujesz, rycerzu słońca! Ale haftowaną bluzę toś sobie mógł sprawić.
— Na kredyt, wujaszku, na kredyt wzięta.
— A koń, na którym siedzisz, piękny rycerzu, wart przecież całą furę złota. Zkąd przyszedłeś do niego?
— Pożyczyłem.
Temu nie mógł się oprzeć wielki pan.
— Bóg niech cię błogosławi, chłopcze! — zawołał. — Potrzebna ci żona z ładnym posagiem. Jeżeli cię Maryanna zechce, dam ci ją chętnie.
W ten sposób krótko i węzłowato załatwili panowie sprawę, zanim baron zdążył zsiąść z konia.
Po chwili Adryan wszedł do Maryanny i odrazu wyjechał ze sprawą.
— Ach! droga Maryanno, z ojcem już się ułożyłem. Takbym chciał dostać cię za żonę... powiedz, że się zgadzasz, moja kochana.
W rozmowie wydobyła z niego prawdę. Stary baron, jego ojciec, znów się dał skusić na kupienie pustych terenów. Przez całe życie stary baron skupywał kopalnie, w których nic nie było. Matka się tem gryzła, on sam popadł w długi, a obecnie stara się o jej rękę, aby ocalić rodzinne dobra i swoją huzarską bluzę.
Majątek ich leżał po drugiej stronie jeziora, prawie naprost Björne. Znali się bardzo dobrze, byli rówieśnikami, bawili się razem.
Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T2-3.djvu/199
Ta strona została uwierzytelniona.
43