ką dziewczyną. Teraz go napełnia wstrętem. Nikt lepiej od niej nie wiedział, jak bardzo jest brzydka. Dała mu do poznania, że nie pożąda pieszczot, ani zaklęć miłosnych, ale mimo to męką dla niego było wyobrażać ją sobie, jako żonę, a z każdym dniem było gorzej.
— Dlaczego się tak męczy? — pytała się w duchu. — Czemu nie zerwie?
Dawała mu dość wyraźne w tym względzie wskazówki — ona sama nie mogła nic uczynić. Ojciec powiedział jej wręcz, że dobra jej sława obecnie już nie zniesie żadnych wykrzyków w kwestyi zaręczyn.
A potem — w kilka dni po wielkiej uroczystości zaręczynowej, ta straszna rzecz, niespodziewana!...
Na żwirowej drodze tuż przed zajazdem do dworu leżał kamień, który sprawiał dużo kłopotu i szkody. Wozy łamały się na nim, konie i ludzie się przewracali, dziewki, które przechodziły z wielkiemi wiadrami mleka, potykały się i rozlewały mleko. Kamień jednak pozostał dlatego, że tyle lat tam leżał. Był tam jeszcze za życia rodziców dzisiejszego dziedzica. On też nie uznawał, żeby właśnie on go miał usunąć.
Jednego z ostatnich dni sierpnia zdarzyło się, że dziewki, niosące ogromny ceber, przewróciły się na kamienie. Zraniły się poważnie.
Było to w czasie śniadania. Dziedzic odbywał swą ranną przechadzkę; ponieważ ludzie właśnie byli na podwórzu, kazała pani Gustawa parobkom wykopać kamień. Wzięli tedy łopaty i drągi, kopali i podważali, w końcu powiodło im się wykopać od-
Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T2-3.djvu/201
Ta strona została uwierzytelniona.
45