Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T2-3.djvu/202

Ta strona została uwierzytelniona.
46

wiecznego szkodnika. Potem zanieśli go na tylne podwórze — a była to praca na sześciu ludzi.
Zaledwie kamień usunięto, gdy wrócił dziedzic i od pierwszego rzutu oka poznał, co się stało. Gniew go ogarnął. Twierdził, że cały dwór już zmienił wygląd. Kto się odważył kamień usunąć? Więc to pani Gustawa wydała taki rozkaz! Ach, te kobiety nie mają Boga w sercu! Czyż ona nie wiedziała, że był przywiązany do tego kamienia?
Poszedł prosto po kamień, podniósł go i z tylnego podwórza sam zaniósł go na front, na miejsce, gdzie dotąd leżał i tu go rzucił. Czyn ten wywołał podziw całego Wermlandu.
Gdy niósł kamień przez podwórze, stała Maryanna w oknie jadalni i przypatrywała mu się. Nigdy przedtem nie wydawał się jej tak strasznym. On był jej panem, ten straszny człowiek o bezgranicznej sile. Nierozsądny, kapryśny pan, który nigdy nie uwzględniał nic, prócz własnych życzeń.
Byli przy śniadaniu, a ona stała właśnie z nożem w ręku i bezwiednie podniosła go w górę.
Wtem pani Gustawa chwyciła ją za łokieć, wołając:
— Maryanno!
— Co takiego, mamo?
— Wyglądałaś tak strasznie, żeś mnie przeraziła.
Maryanna długo się w nią wpatrywała. Była to drobna, zasuszona kobiecina z siwemi włosami, pomarszczona, chociaż miała dopiero lat pięćdziesiąt. Żyła, jak pies, nie licząc ciosów i razów. Była niemal zawsze pogodna, a mimo to, sprawiała smutne