Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T2-3.djvu/203

Ta strona została uwierzytelniona.
47

wrażenie. Podobną była do drzewa, smaganego wichrami, które nie zaznało nigdy spokoju, aby mogło wyrosnąć. Nauczyła się też chodzić krzywemi drogami, kłamała, gdy trzeba było i udawała nieraz głupszą, aby tylko uniknąć wyrzutów. Była w zupełności dziełem swego męża.
— Mamo, czy bardzobyś się smuciła, gdyby ojciec umarł? — spytała Maryanna.
— Ach, Maryanno, ty gniewasz się jeszcze na ojca, wciąż się gniewasz. Dlaczego nie może się wszystko dobrze zakończyć, teraz, skoro masz innego narzeczonego?
— Cóż ja temu winna, mamo? Co ja winna, że się go boję? Alboż to mama nie wie, jaki on jest? Jakże ja go mogę kochać? Jest gwałtowny, rubaszny, dręczył cię tak, że postarzałaś się przed czasem. Dlaczego on ma być panem naszym? Przecież zachowuje się, jak waryat! Jak mogę go czcić i szanować? Nie jest wcale dobry, ani litościwy. Wiem, że jest silny i każdej chwili może nas zabić. Może nas wyrzucić z domu, kiedy zechce. Czyż za to mam go kochać?
Wtedy nagle pani Gustawowa zmieniła się do niepoznania. Odzyskała moc i odwagę i odezwała się stanowczym głosem:
— Strzeż się, Maryanno; zdaje mi się, że ojciec miał słuszność, gdy cię w zimie wydalił. Zobaczysz, że spotka cię za to kara. Musisz się nauczyć znosić bez nienawiści, cierpieć bez wywierania zemsty.
— Ach mamo, taka jestem nieszczęśliwa!
Wtem w sieni dał się słyszeć odgłos padającego ciała.