Nigdy się nie dowiedziały, czy Melchior Sinclaire przez otwarte okno słyszał słowa Maryanny, albo może fizyczne nadwerężenie sprowadziło atak apoplektyczny. Gdy wybiegły, zastały go leżącego bez przytomności. Nie śmiały nigdy pytać o powód, a on nie zdradzał się z niczem. Maryanna nie miała odwagi dokończyć myśli, że zemściła się mimowoli.
Ale widok ojca leżącego na tych stopniach właśnie, na których stojącego nienawidziła, usunął z jej serca wszelką gorycz.
Niebawem odzyskał przytomność, a po kilku dniach zupełnego spokoju był znów tym samym, co dawniej — a przecież zgoła innym.
Maryanna patrzała na rodziców chodzących po ogrodzie ręka w rękę. Teraz zawsze tak chodzili. On odtąd sam nie chodził wcale, nigdzie nie wyjeżdżał. Gdy goście zjechali, tracił humor, jak wobec wszystkiego, co go dzieliło od żony. Nagle postarzał się. Nie mógł się zabrać do napisania listu. Zona musiała go wyręczyć. Nie postanowił nic na własną rękę, lecz pytał ją o wszystko i kazał tak robić, jak ona poleciła. A zawsze był łagodny i uprzejmy. Czuł sam, jak bardzo się zmienił i jak szczęśliwą z tego powodu była jego żona.
— Jej teraz dobrze na świecie — powiedział pewnego razu do Maryanny, wskazując na matkę.
— Ach, drogi Melchiorze! — zawołała — wiesz dobrze, że wolałabym cię widzieć zdrowym.
I rzeczywiście. Największą jej przyjemność sprawiało opowiadanie o silnym dziedzicu, jakim był za dawnych czasów. Opowiadała, jak potrafił żyć na
Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T2-3.djvu/204
Ta strona została uwierzytelniona.
48