nie byłby jej nigdy pozwolił na zerwanie zaręczyn. Teraz pani Gustawa łagodnie tę sprawę przeprowadziła. Maryanna otrzymała nawet pozwolenie na danie baronowi Adryanowi potrzebnej mu gotówki.
I o nim mogła teraz z przyjemnością myśleć — była przecież wolną. Swoją odwagą i pełnią życia przypominał jej zawsze Göstę — pragnęła go widzieć wesołym. Niechby znowu był rycerzem słońca, który w całym blasku zjawił się u jej ojca. Chciała mu dostarczyć ziemi, którąby mógł orać i obsiewać, ile tylko dusza zapragnie, chciała dożyć chwili, gdy piękną narzeczoną powiedzie do ołtarza.
Takiemi myślami przejęta, siada i pisze, zwracając mu słowo. Pisze słodkie, serdeezne słowa, rozumne, lecz pod żartobliwą formą, a jednak tak, żeby zrozumiał, iż ona myśli zupełnie poważnie.
Jeszcze pisała, gdy rozległ się tętent konia na gościńcu.
— Mój biedny rycerzu słońca, ostatni to już raz! — myśli.
Tuż wchodzi sam baron.
— Ależ Adryanie, ty tu! — woła, patrząc z przerażeniem na otaczający ją nieporządek.
Zmieszał się i bąknął jakieś usprawiedliwienie.
— Właśnie piszę do ciebie — powiada ona. — Masz, możesz odrazu przeczytać!
Bierze list, a Maryanna przypatruje mu się; chciałaby widzieć twarz jego, rozbłyskującą radością. Ale niewiele przeczytał, a okrył się purpurą — rzuca list na ziemię, depcze go i klnie, że świat mógłby się zapaść.
Ona zaczyna drżeć lekko. Nie jest nowicyuszką
Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T2-3.djvu/206
Ta strona została uwierzytelniona.
50