Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T2-3.djvu/21

Ta strona została uwierzytelniona.
23

Skacz przez zarośla, brodź po trzęsawiskach, zeskakuj ze skały w jasne jezioro, płyń przez nie z podniesioną głową i zniknij w zbawczym mroku ciemnego lasu jodłowego. Pędź, Don Juanie, stary uwodzicielu kobiet! Pędź, jak łoś młody!
Szalone jego serce wzbiera radością podczas tej błyskawicznej jazdy. Krzyki goniących są dla jego uszu okrzykami weselnemi. Jego zuchwałe serce raduje się, gdy spostrzegł, że powieki hrabiny drżą z przestrachu, że zęby jej szczękają.
Nagle rozluźnia się żelazny uścisk, którym ją trzymał. Stojąc w saniach, wymachuje czapką i woła:
— Jestem Gösta Berling, pan tysiąca pocałunków i trzynastu tysięcy listów miłosnych! Hurra, niech żyje Gösta Berling! Niech go chwyta, kto potrafi!
A za chwilę już szepce do ucha hrabiny: — Alboż nie wspaniała to jazda, nie kawalerska? Za jeziorem Löf leży jezioro Vennern, a za jeziorem Vennern leży morze. Wszędzie bezkresna przestrzeń kryształowego, granatowego lodu, a za tym znów świat cudny. Huczący grzmot pękającego lodu, wrzaskliwe krzyki za nami, gwiazdy, spadające w powietrze i dźwięk dzwonków przed nami. Naprzód, byle naprzód! Czy pani ma ochotę odbyć w mojem towarzystwie tę piękną podróż, pani hrabino?
Puścił ją a ona odpycha go jeszcze dalej.
Tuż potem leży u jej nóg na kolanach.
— Nędznik, nędznik ze mnie! Czemu mnie pani hrabina rozdrażniała? Stała pani taka dumna i pewna, że dłoń rezydenta nigdy jej nie dotknie. Niebo i ziemia kochają panią — więc nie powinna