Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T2-3.djvu/223

Ta strona została uwierzytelniona.
67

wszystkim, dlatego milczą o złem, które im wyrządził.
Podobna susza po świętym Janie w żadnej innej krainie nie byłaby takiem nieszczęściem, jak w Wermlandzie. Tam jednak wiosna się opóźniła, trawa nie była zbyt wysoka i taką też pozostała. Żytu zabrakło pokarmu właśnie w czasie, gdy miało kwitnąć i ziarno tworzyć. Jare zboża, które wonczas najwięcej chleba dostarczały, miały cienkie, drobne kłoski na źdźbłach nie wyższych nad ćwierć łokcia. Późno zasiane rzepy nie chciały wcale rosnąć ani nawet kartofle nie mogły czerpać soków z tej skamieniałej ziemi.
W takich czasach trwoga opanowywała mieszkańców wysoko położonych chat, a z gór staczała się w doliny, między spokojniejszą ludność.
— Boża ręka szuka kogoś! — mawiali chłopi.
I każdy bił się w piersi, mówiąc: Czy może mnie? Ach, matko naturo, czy mnie? Czy deszcz może z niechęci ku mnie nie pada? Czyż zagniewana na mnie ziemia stała się twardą i suchą? A ten blask słoneczny dzień za dniem z przedziwną siłą spada z nieba bez chmurki, aby żary na mojej głowie zgromadzić? A jeżeli nie mnie, kogoż więc szuka ręka Boża?
Kiedy ziarnka żyta w małych kłoskach mdleją, kiedy kartofle nie mogą wyssać pożywienia z ziemi, kiedy bydło, z oczami zaczerwienionemi, oddychając z trudnością, otacza wyschłe studnie, kiedy trwoga o przyszłość ściska serca, krążą dziwne rozmowy po okolicy.
— Taki dopust Boży nie przychodzi bez po-