chód i pnących się na wzgórze Broby wysunął się jakiś człowiek i przez chwilę stał na drodze, prowadzącej do mieszkania skąpego proboszcza. Wtem podniósł z ziemi suchą gałąź i rzucił ją na ścieżkę wiodącą do plebanii.
— Suche, jako te gałęzie, były modlitwy, które słał do Boga — powiedział.
Najbliżej idący przystanął również. I on podjął suchą gałąź i rzucił ją obok tamtej.
— Jaki proboszcz, taka ofiara — rzekł.
Trzeci w szeregu poszedł za przykładem tamtych.
Był jako susza obecna. Chróst i słomę — oto wszystko, co nam zostawił.
Czwarty odezwał się:
— Oddajmy mu, co nam dał.
A piąty:
— Na hańbę wieczną rzucam mu to. Niechby uwiądł i usechł jako ta gałąź.
— Suchy pokarm dla proboszcza, który sprowadził na nas posuchę — rzekł szósty.
Ludzie idący za nimi widzą i słyszą, co tamci robią i mówią. Zda im się, że wreszcie usłyszeli odpowiedź na pytanie, które sobie wciąż zadawali.
— Dajcież mu, co mu się należy! On na nas sprowadził suszę! — wołał tłum.
I przystają wszyscy, każdy coś powie i rzuci suchą gałąź, zanim dalej ruszy.
Wkrótce stanął stos suchych gałęzi i słomy — wzgórze hańby, usypane proboszczowi z Broby.
Była to jedyna zemsta parafii. Nik nie podniósł ręki na proboszeza, nie powiedział mu w oczy
Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T2-3.djvu/225
Ta strona została uwierzytelniona.
69