Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T2-3.djvu/233

Ta strona została uwierzytelniona.
77

chciał Najwyższemu służyć srogością swoją — to niech ksiądz proboszcz modli się o deszcz. Jeżeli Bóg modlitwy wysłucha, to będzie najlepszy znak, czy Bóg tego samego chce, co my.
Gdy Gösta zjeżdżał z góry, dziwił się sam sobie i natchnieniu, które go ogarnęło. Przecież takie życie mogłoby być piękne! — pomyślał. Tak, tylko nie dla niego. O jego pracy tam, w górze, nie chcą nic wiedzieć.


W kościele Broby kazanie się skończyło, odprawiono zwykłe modły. Proboszcz zamierzał opuścić kazalnicę, lecz zawahał się. Nakoniec padł na kolana i zaczął błagać o deszcz.
Modlił się, jak człowiek w najwyższej rozpaczy, niewielu słowami, bez związku.
— Jeżeli moje grzechy wywołały gniew Twój, ukarz mnie samego. Jeżeli masz litość, o Boże miłosierdzia, spuść deszcz! Zdejmij ze mnie piętno hańby. Spuść deszcz na błagania moje. Niechaj deszcz spadnie na rolę biedaka. Daj chleba dzieciom Twoim!
Dzień był gorący, upał nie do wytrzymania, to też parafianie siedzieli w kościele pół drzemiąc, ale na dźwięk tych urywanych słów, tej rozpaczy, ocknęli się.
— Jeżeli jest jeszcze dla mnie droga do odwrotu, ześlij deszcz.
Umilkł. Drzwi były otwarte. Przez nie dał się słyszeć świst wichru, który od pól pędził, zakręcił