z obawy, aby nie zawiadomili rodziców, którzyby ją na śmierć zadręczyli. Za służbę nie żądała nic, prócz strawy i dachu nad głową. Utrzymywała, że może tkać, prząść lub pasać krowy, co zechcą zresztą. Gdyby chcieli, zapłaci im za utrzymanie.
Przybyła boso, z bucikami pod pachą, ręce miała zgrubiałe, mówiła językiem tej okolicy i ubrana była po wiejsku — więc jej uwierzono.
Gospodarzowi wydawała się za słaba do roboty, ale skoro przecież gdzieś musi się przytulić, pozwolił jej zostać.
Było w niej coś, co sprawiało, że wszyscy obchodzili się z nią dobrze. Dostała się między dobrych ludzi, poważnych, cichych. Gospodyni ceniła ją nawet od chwili, gdy się okazało, że umie tkać drelich. Tkała też całemi dniami.
Nikomu nie przyszło na myśl, że należy jej oszczędzać; przez cały czas musiała pracować, jak wiejska dziewczyna. Nie czuła się jednak zbyt nieszczęśliwą: życie wśród wieśniaków podobało się jej, chociaż musiała się wyrzec wygód, do których przywykła. Im się wszystko zdawało rzeczą zupełnie naturalną. Ich wszystkie myśli zajmowała praca; dni upływały tu tak jednostajnie, że można się było przeliczyć i sądzić, że się jest wśród tygodnia, gdy to właśnie mogła być niedziela. Pewnego dnia, pod koniec sierpnia, przez cały czas żęli owies, a matka dziecka poszła wraz z innymi w pole, wiązać snopy. Nadwyrężyła się przy tej pracy i dziecko przyszło na świat za wcześnie.
Teraz stała gospodyni z niemowlęciem u ogniska i grzała je, gdyż biedactwo marzło w letni
Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T2-3.djvu/236
Ta strona została uwierzytelniona.
80