noc mogły pod dach wrócić; weźcie dzieci z sobą, bo Bóg dzieci kocha i krokami ich kieruje. Niech one pomogą, gdzie rozum ludzki ustaje.
— Chodźcie wszyscy, mężczyzni, kobiety i dzieci! Któż ośmieli się zostać w domu? Kto może wiedzieć, czy Bóg właśnie nie jego wezwie do pomocy? Chodźcie wszyscy, kto potrzebuje miłosierdzia, aby kiedyś dusza wasza niepocieszona nie musiała samotnie błąkać się, nie mogąc znaleźć spokoju. Chodźcie!
— Czy nie leży coś ciemnego, tam, pod skałą? Ach, to mrowisko! Chwała niechaj będzie Bogu, który kieruje krokami bezrozumnej! To nic, jeno mrowisko.
Co za pochód! Nie wspaniale przystrojony pochód, witający zwycięzcę, rzucający mu kwiaty na drogę, wypełniający mu uszy radosnemi okrzykami; nie pochód pielgrzymów, śpiewający psalmy i biczujący się, który dąży do świętego grobu; nie pochód wychodźców na trzeszczących pod ciężarem wozach, przenoszący się na nowe siedlisko ze swojej nędznej siedziby; nie wojsko z bębnami i orężem — to tylko chłopi w codziennych sukniach z wojłoku, żony ich z pończochami w ręku, a dziećmi na plecach lub wieszającemi się ich spódnic.
Wspaniała to rzecz widzieć ludzi skupiających się w wielkim celu. Nie wygnał ich z domu głód, ani trwoga przed Panem, ani niesnaski. Ich trudy są daremne, praca nie otrzyma zapłaty — wyruszyli szukać biednej idyotki. Ile kropli potu, ile kroków, ile modłówby to nie kosztowało, nie otrzymają
Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T2-3.djvu/249
Ta strona została uwierzytelniona.
93