Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T2-3.djvu/256

Ta strona została uwierzytelniona.
100

rumieńcach i śliwkami różnego gatunku, żółtemi, czerwonemi i niebieskiemi.
Gdy nadchodzi północ, zdaje się, jakby zabawa miała się ku końcowi. Rezydenci nie stawiają już jadła, ni napitku: nie otwierają już butelek, nie toczą piwa. Wydają westchnienie ulgi, w przekonaniu, że niebezpieczeństwo minęło.
Ale właśnie w tej chwili w oknie głównego budynku ukazuje się światło. Wszyscy, którzy w tę stronę patrzą, wydają okrzyk. Młoda jakaś postać kobieca przechodzi ze świecą w ręku.
Trwa to mgnienie oka; postać znika, ludziom się jednak zdaje, że poznali, kto ona — miała gęste czarne włosy i rumiane policzki.
— A więc ona tu jest, ukrywają ją! — krzyczą.
— Hola, panowie, macie ją więc tu? Macie dziecko nasze, któremu Bóg nie dał rozumu? Wy, bezbożnicy, co z nią robicie? A nas zostawiacie w niepewności tygodnie całe? Pozwalacie nam szukać jej trzy dni z rzędu. Precz z jadłem i winem! Biada nam, żeśmy cośkolwiek przyjęli z rąk waszych! Wydajcie nam ją najpierw, potem zobaczymy, co z wami począć!
Dopiero co łagodni, zaczynają znów ryczeć i wyć. W szalonych podskokach pędzą do budynku.
Szybcy są, ale rezydenci jeszcze zwinniejsi. Wybiegają na górę i zamykają drzwi do sieni. Ale jakżeż powstrzymać napierające tłumy? Jedne drzwi po drugich wyłamują. Bezbronni rezydenci cofają się. Gęsty tłum otacza ich tak, że się nie mogą ruszyć. Tłuszcza chce wedrzeć się do domu, szuka dziewczyny z Nygaardu.