Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T2-3.djvu/266

Ta strona została uwierzytelniona.
110

zgodę zaprowadzić, Dalekarlczycy biegną na pomoc Gotlandczykom.
Najbardziej rozbija się tym razem siłacz, Mäns z Borsu, jest pijany i rozsierdzony jakiś. Przewrócił jakiegoś Gotlandczyka i zabiera się go obić; na jego wołanie o pomoc nadbiega jakiś rodak i chce zmusić silnego Mänsa do wypuszczenia z rąk ofiary. Wtedy napastnik zrzuca z ławy wszystkie rzeczy, chwyta deskę szeroką na łokieć, a długą na ośm, i zaczyna nią wywijać, jak orężem.
Siłacz Mäns to straszny człowiek. W więzieniu w Filipstadzie zawalił ścianę całą, a łódkę mógł zdjąć z morza i na ramieniu zanieść do domu. Łatwo pojąć, że wszyscy uciekają, widząc, jak wywija ciężką deską. Ale siłacz rzuca się za nimi, bijąc bez pamięci. Nie patrzy, czy to wróg, czy przyjaciel; musi kogoś bić, skoro ma broń w ręku.
Ludzie przestraszeni uciekają, uciekają z krzykiem mężczyzui i kobiety. Ale jak tu uciekać tym ostatnim z małemi dziećmi? Budy i wozy tamują drogę. Krowy i woły, przerażone hałasem, przeszkadzają im w ucieczce.
W jednym kącie między budami ścisnęła się gromadka kobiet — na nie rzuca się olbrzym. Blade, drżące ze strachu, gotują się na ciosy i kurczą się mimowoli.
Kiedy deska ze świstem spaść ma na nie, zatrzymuje się na wyciągniętych rękach jakiegoś mężczyzny. On się nie skurczył, lecz stanął wyprostowany, wpośród kłębka ludzi, dobrowolnie przyjmując cios, aby ocalić innych. Kobiety i dzieci sto-