Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T2-3.djvu/271

Ta strona została uwierzytelniona.
115

Bez słowa podnosi się pułkownik i wychodzi. To samo czyni Gösta Berling i inni rezydenci, którzy towarzyszyli pochodowi. Ludzie rozstępują się przed garstką głęboko upokorzonych mężów.
Gdy wyszli, odzywa się znów pani Lennartowa.
— Czy zechce ktoś, kto mojego męża widział przez te miesiące, opowiedzieć mi, gdzie przebywał i co robił?
Zeczynają tedy przed żoną kapitana składać o nim świadectwo, przed tą, która się na nim nie poznała i serce swoje odwróciła od niego. Ludzie, którzy nie czytali innej książki, prócz Biblii, poczynają mówić obrazami, zaczerpniętemi z księgi Hioba, zwrotami z czasów patryarchów o posłańcu Bożym który krążył między nimi i wspierał ich.
Trwało to długo. Zmrok zapadł, wieczór nadszedł, a oni stoją i opowiadają, jeden po drugim występuje i opowiada jego żonie o nim, a ona, która nie mogła znieść wymienionego imienia jego, teraz słucha pilnie.
Opowiadają tedy, że zastał ich na łożu boleści uleczył; zabijaki opowiadają, że ich poskromił; pijacy, że ich zmusił do umiarkowania, smutni, że ich pocieszył. Każdy, kto był w największej niedoli, zwracał się do wysłańca Bożego i ten mu dopomógł; przynajmniej mógł w serca ich wlać pociechę i nadzieję. Przez cały wieczór brzmią hymny pochwalne w pokoju, gdzie leży kapitan.
Na dworze tymczasem stoją zbite gromadki, oczekując „końca.“ Wiedzą, co się dzieje wewnątrz —