Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T2-3.djvu/280

Ta strona została uwierzytelniona.
124

— Sprawiłoby mi to rozkosz, gdyż jestem zły. Jestem niedźwiedziem gór, jestem lawiną dolin; rozrywką moją jest mord i prześladowanie. Precz, powiadam, precz z ludźmi i ich dziełem! Nie mogę ich znieść! Bawi mnie czasem widok ich skaczących spokojnie wśród moich pazurów, ale już mam dosyć tej zabawy, chciałbym ją skończyć ogólnem zniszczeniem!
Stracił widocznie zmysły. Oddawna bawił się żartem temi szatańskiemi sztuczkami; teraz jednak złość opanowała go w zupełności i sam nawet zaczął wierzyć, że jest jednym z duchów otchłani piekielnej.
Gösta, który palił się do ulżenia biedakom, powziął nagle myśl olśniewającą.
— Czy wiesz, gdzie złożony jest skarb proboszcza z Broby? — zapytał znienacka.
Sintram obrzucił go szybkiem, badawczem spojrzeniem i odparł:
Coż, może miałbyś ochotę rozdać go między ubogich?
— Tak — odpowiedział Gösta; wiedział on bowiem, że z takim, jak Sintram człowiekiem, najlepiej wyjdzie, mówiąc prawdę.
Rozjaśniła się twarz Sintrama.
— No, no! — zawołał — w takim razie dam spokój temu w trumnie, gdyż znajdę lepszy sposób zemsty.
— Za co się chcesz mścić? Najlepszy przyjaciel ludu nie żyje, a nędza jest równie wielka, jak przedtem.