Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T2-3.djvu/294

Ta strona została uwierzytelniona.
138

chanym Göście Berlingu. Czy myślisz, że ja się uważam za coś lepszego od nich? czy może ty się uważasz?
Z trudnością podniósł się ze swojej leżącej pozycyi i spojrzał na nią z błyskiem uporu w oczach.
— Nie jestem takim nędznym, jak mniemasz.
I w gniewie swoim jął opowiadać jej o natchnieniu, jakie spadło na niego, i o spotkaniu się przed kościołem.
— Dawno byłoby już po mnie, gdybyś nie była się zjawiła w lesie — kończył. — Nie mogłem umrzeć gdy cię czułem tak blisko ciebie. Teraz puść mnie, abym mógł dotrzymać słowa!
— Ach! — westchnęła, gdy skończył — jak ja to znam dobrze! Bohaterskie frazesy, bohaterskie pozy! Zawsze gotów ręce w ogień włożyć, zawsze gotów siebie poniżać. Jakże mi to wydawało się wielkie dawniej! Ale teraz lubię spokój i rozwagę. Gdybyś był dłoń swoją położył na trumnie dobrego męża i wobec Sintrama złożył przysięgę, iż będziesz żył, aby być pomocą biedakom, których on chciał zgubić, byłabym cię uwielbiała. Że jednak pomódz im chcesz zbrodnią, że chcesz szukać zadośćuczynienia w zbrodni — jakże chcesz, bym to uważała za piękne?
Spojrzał na nią z rozpaczą.
— Musiałem dać zadośćuczynienie — zawołał — a cóż mam własnego, prócz życia? Zapominasz, że jestem wypędzonym proboszczem, w pogardzie u ludzi, w pogardzie u Boga.
— Jak śmiesz tak mówić, Gösto! Spotykałeś się