Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T2-3.djvu/306

Ta strona została uwierzytelniona.
150

Znów zaległo milczenie, potem jednak rzekła znów majorowa ostrym, twardym głosem:
Driwne to jednak pomyśleć, że i hrabina Elżbieta, tak przez wszystkich kochana, nie dochowała wiary swojemu mężowi.
Młoda, kobieta drgnęła.
— Jeżeli nie w czynach, to myślami i pragnieniem, a to nie stanowi różnicy.
— Wiem o tem, pani majorowo.
— A przecież teraz jesteś szczęśliwą. Możesz tego, którego kochasz, nazywać swoim bez popełnienia grzechu — czarny upiór nie będzie stał pomiędzy wami. Możecie i w obec świata należeć do siebie. Możecie iść przez świat ręka w rękę.
— Ach, droga pani majorowo!
— Jak śmiesz przy nim przebywać? — zawołała staruszka ze wzrastającą gwałtownością. — Czyń pokutę! Póki czas, czyń pokatę! Pojedź do swojego ojca i do swojej matki, zanim oni tu przyjadą, by cię przekląć! Śmiesz Göstę Berlinga nazywać mężem swoim? Porzuć go! Ja mu daruję Ekeby, dam mu władzę i majątek — czyż odważyłabyś się wszystko to z nim dzielić? Czy miałabyś odwagę przyjąć na siebie szczęście i zaszczyty? Ja się na to zdobyłam! Pamiętasz, jak mnie się powiodło? Przypominasz sobie przeszłoroczną ucztę na Ekeby? Przypominasz sobie więzienie w Munkerud?
— Ach, pani majorowo, my przecież obok siebie żyjemy, nie wiedząc, co to szczęście. Ja czuwam, aby ono u nas nie zagościło. Czy pani majorowa sądzi, że nigdy nie tęsknię do domu? Przeciwnie, bardzo pragnę znaleźć spokój i opiekę pod